Sukienka z kolekcji AW2020
Adwokat, to brzmi dumnie… Kiedyś tak się właśnie mówiło o twoim zawodzie, w ogóle o wszystkich zawodach zaufania publicznego. Czy dzisiaj to powiedzenie jest nadal aktualne?
W moim odczuciu, tak. Adwokat (nadal) brzmi dumnie, lecz prawdopodobnie z innych przyczyn niźli te, które przychodzą do głowy w pierwszej kolejności. Na temat mojego zawodu krąży wiele stereotypów. Jeśli na ich podstawie budowałoby się zdanie o wszystkich przedstawicielach palestry, okazałoby się, że mamy skłonność do zadzierania nosa, wywyższania się, mądrzenia się, ciągle kogoś pouczamy, a przy tym – pobieramy wynagrodzenia, których wysokość jest odwrotnie proporcjonalna do włożonego wysiłku. Z drugiej strony, tak jak w każdej plotce jest ziarno prawdy, tak i stereotypów nie karmi pustka lecz konkretne zachowania i postawy, choć niekoniecznie powszechne. Jestem dumna z tego, że jestem adwokatem, przy czym celowo używam tu sformułowania „jestem adwokatem”, a nie – „pracuję jako adwokat”.
Adwokatem jest się całe życie?
Tak to postrzegam. Adwokatem jest się zarówno w pracy, jak i poza nią, na sali rozpraw, ale i stojąc w korku obok innych aut. Wykonywanie tego zawodu musi się łączyć z pewnymi przymiotami charakteru i osobowości, a ponadto – z etyczną wrażliwością, aby można było powiedzieć o sobie, że się jest adwokatem, a nie jedynie nim bywa w pracy. Nie twierdzę, że jest to sposób życia, który każdemu da szczęście. Przeciwnie – w jednych wzbudzi frustrację, innym nie pozwoli rozwijać się w dziedzinach, które go interesują. Dla tych, jednakże, którzy go wybiorą - świadomie i odpowiedzialnie, z uwzględnieniem własnych predyspozycji – może okazać się sposobem na wszechstronną satysfakcję. Lubię myśleć, że to mój przypadek.
Dlaczego?
Piotr Balicki, bohater „Krótkiego filmu o zabijaniu” (reż. Krzysztof Kieślowski, scenariusz: adw. Krzysztof Piesiewicz – przyp. red.) w trakcie egzaminu zawodowego mówi: „Uprawiając ten zawód można chyba naprawić błędy ogromnej maszyny, która się nazywa aparatem sprawiedliwości. Na pewno można próbować naprawić”. Czyż z podejmowania takich prób każdego dnia nie miałabym być dumna?
Skoro mówimy o naprawianiu błędów, to jakie skutki może mieć kryzys zaufania publicznego do zawodów prawniczych, do wymiaru sprawiedliwości?
Skutki tego stanu rzeczy mogą być katastrofalne, choć nie sądzę, żeby większość obywateli dziś dostrzegała taką możliwość. Trójpodział władzy, czyli wyodrębnienie władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej powoduje, że prawo tworzone jest przez jednych ludzi (parlamentarzystów), rządzenie państwem przez innych (rada ministrów), zaś osądzanie – tych wymienionych oraz wszystkich innych przez trzecią grupę, tj. sędziów. Jeśli politycy mogliby nimi sterować – nikt nie mógłby czuć się bezpiecznie. Jeśli mamy wątpliwość co do tego, co może się wydarzyć, gdy wpływ na wszystkie obszary życia będą mieli politycy, to zadajmy sobie pytanie – jakie szanse w starciu z machiną państwa ma pojedynczy człowiek, który nikomu nie może zaufać? Odpowiedź wydaje się brzmieć: żadne.
Pytam o to nie bez przyczyny, bo Pokój Adwokacki, czyli bardzo rozbudowany blog, który prowadzisz pełen jest wpisów z jednej strony propagujących etos prawniczy, z drugiej jednak strony pokazujących, że z tym etosem często twojej branży nie jest po drodze…
Uważam, że mojej branży powinno być po drodze z etosem niezależnie od tego, jak duże wyzwania – choćby czysto organizacyjne lub finansowe – stawia przed ludźmi życie. Bez tej nuty wzniosłości i wolności od własnych interesów i dążeń nie bylibyśmy w stanie prawdziwie pomagać ludziom, a na tym przecież ta praca polega. Pewne sprawy są uniwersalne – empatia, wdzięczność, wolność, niezależność, dobro – te pojęcia są rozumiane tak samo, niezależnie od tego, kto piastuje władzę w danym państwie. Wartością jest już samo dążenie do nich. Jeśli choć w części uda się nam je osiągać, także w czasach pełnych pokus, tym lepiej dla… innych! Ale także i dla nas samych. Jeśli jednak o prozę życia chodzi, to mam taką myśl - Ally McBeal zapytana w jednym z pierwszych odcinków serialu o to, czy pragnie zmienić świat, odpowiedziała: „O, tak. Tylko najpierw chcę wyjść za mąż”. Bohaterka łączyła w sobie idealistyczne podejście do pracy prawnika z potrzebą prowadzenia zwykłego życia. Prawnicy powinni mieć podobnie – nie tracić z pola widzenia ideałów, dbając przy tym, aby ich codzienne życie było po prostu takie, o jakim marzyli w dzieciństwie.
Wśród całego szeregu bardzo ciekawych postów i rozmów uderzył mnie twój felieton zatytułowany „Mam dość”, w którym wprost piszesz o upadku autorytetu adwokatury i kierujesz mnóstwo gorzkich słów pod adresem swoich kolegów i koleżanek po fachu. Co było impulsem?
Cóż, nie owijając w bawełnę – impulsem była złość, która wzbierała we mnie od dłuższego czasu. Jej adresatem nie był jednak hejt, złośliwości pod moim adresem, czy nawet konkretne, przykre dla mnie działania niektórych przedstawicieli mojego środowiska, lecz w gruncie rzeczy – postawa bierności. Jestem zdania, że wielu negatywnych trendów, często kreowanych przez internet, nie byłoby wcale, gdyby ludzie potrafili im się przeciwstawić. Hejt byłby marginesem, a nie językiem sieci XXI wieku, wulgaryzmy wyjątkiem od reguły kulturalnego prowadzenia rozmowy, a życzliwość normą, za którą nie ma potrzeby dziękować. Żyjemy w świecie, w którym przyzwolenie dla zła i głupoty jest ogromne tak dalece, że zwykłe ludzkie zachowania nas dziwią. To nie jest normalne i według mnie świadczy o tym, że do nienormalności jesteśmy przyzwyczajeni. Ja w takim świecie żyć nie chcę i dlatego o sprawach, które mnie poruszają mówię głośno. Tekst, o który pytasz tego właśnie dotyczył.
A może te wszystkie złe rzeczy, które cię spotykają to właśnie cena sławy? Cena tego, że poprzez swoją aktywność w mediach stałaś się popularna i pewnie niejednemu nadepnęłaś na odcisk?
Do tego, co mnie spotyka nie podchodzę z perspektywy centrum wszechświata, bo wiem, że w przeciwieństwie do wielu osób, które doświadczają – w ich rozumieniu – niesprawiedliwości, ja przynajmniej wiem, jak się bronić. Ale rzecz jasna, nie zawsze tak było. Zdecydowanie zbyt długo przeżywałam niesprawiedliwe wypowiedzi na mój temat, przykre plotki, a niekiedy wręcz kosmiczne wynurzenia. Dzisiaj wiem już, że jedyne, na co mam wpływ, to ja sama. Ja zaś chcę realizować swoje pomysły, mieć coraz to nowe, chcę sięgać po nowe doświadczenia. Czy powinnam przejmować się opiniami innych i rozważać ich motywacje? Tak – ale tylko wtedy, gdy są wygłaszane z życzliwością, a nie po to, żeby mnie zranić. W takich okolicznościach nawet krytyka nie jest straszna. Przeciwnie – motywuje!
Jakie są najgorsze przywary twojego zawodu, takie, za które jako adwokat jest Ci wstyd, i które piętnujesz, z którymi starasz się walczyć?
Największym problemem adwokatury zdają się być osoby, które wykonują ten zawód, choć o niebo lepiej sprawdziłyby się w innych profesjach, choćby tych, które nie polegają na pracy na żywym organizmie. Jeśli ważniejszy jest dla ciebie przedmiot niż podmiot, trafiłeś pod zły adres. Dla adwokata najważniejszy jest drugi człowiek. To proste. I trudne zarazem. Niezrozumienie tych zasad może wywoływać frustrację.
Jak należy rozumieć zawód zaufania publicznego przez pryzmat oczywiście adwokata?
Człowiek, który ma problem musi mieć świadomość, że zwracając się do uprawnionej osoby o pomoc nie tylko ją uzyska, ale nadto – jego tajemnice będą dochowane. Osoby, które zdobywają uprawnienia adwokackie powinny dawać podstawy ku temu, aby być obdarzane przez mocodawców zaufaniem i świadomością, że cokolwiek powiedzą zostanie zachowane w tajemnicy, z pewnością – nie będzie użyte przeciwko nim samym. Ludzie, którzy wykonują zawody zaufania publicznego powinni nadto posiadać nieskazitelny charakter i najprościej rzecz ujmując – być uczciwe. Wierzę, że tak w większości przypadków jest.
W innym miejscu na swoim blogu piszesz, że rynek jest pełen prawników bez pasji do pracy i pozbawionych miłości do drugiego człowieka, nieradzących sobie z własnymi demonami, a zatem i takich, którzy do innych ludzi podchodzą bez ufności. To są cechy konieczne do tego by być dobrym prawnikiem?
To bardzo szerokie pytanie, na które odpowiem nie wprost. Każdy prawnik powinien być osobą o rozległej wiedzy merytorycznej, ale nie każdego musi odznaczać szczególny zestaw cech charakteru i osobowości. Adwokat dla przykładu, oprócz tzw. mądrości rozumianej jako znajomość przepisów, powinien być także człowiekiem mądrym życiowo, nie mieć skłonności do łatwego oceniania ludzi, patrzenia na problem z szerszej perspektywy. Winien mieć w sobie sporo empatii, ale i niemało dystansu do wykonywanej pracy, bowiem inaczej mógłby popaść w obłęd wynikający z dużego ładunku emocji towarzyszących prowadzonym sprawom i jego klientom. Adwokat powinien być także osobą zaradną i nade wszystko odważną – zawsze bowiem występuje w otoczeniu konfliktu, a nierzadko – jego mocodawca jest w konflikcie z organami państwa. Ktoś, kto nie jest pewny siebie i swojej wiedzy, kto jest bojaźliwy i zbyt ustępliwy, nie mógłby poradzić sobie z obciążeniem, jakie ta praca wywołuje. To piękny, ale i wymagający zawód. Z pewnością – nie dla każdego, a już na pewno nie dla osób, których zdaniem prawo to po prostu teksty ustaw i rozporządzeń, a nie – człowiek.
Jakich prawników zatem brakuje?
Wspaniałych prawników jest wielu, jeśli jednak miałabym powiedzieć jakich nigdy nie będzie zbyt wielu, to przychodzi mi do głowy pytanie o to, kim w istocie jest prawnik (w szczególności adwokat) i na czym polega jego praca? Udzielenie odpowiedzi na nie wymaga jednak zmiany perspektywy, wyjścia poza schemat: prawnik – klient i szerszego spojrzenia na problem. Jak bowiem śpiewa, nomem omen, występujący pod pseudonimem Łona – prawnik:
Uczę moje dni zmiany perspektywy
Bo wciąż wąsko widzą mimo tylu przynęt
A tak trudno zwiększyć im horyzont choćby o centymetr
Z dnia na dzień, żeby wzrok im przywykł
Uczę moje dni zmiany perspektywy
I każdemu z nich, co tak pilnie oka strzeże
Mówię: patrz trochę szerzej, patrz trochę szerzej
Zmieniając zatem perspektywę i patrząc trochę szerzej, stwierdzam, że zwykle prawnik, zaś adwokat – zawsze, to nie tylko osoba, która dysponuje fachową branżową wiedzą. To przede wszystkim człowiek, którego klient decyduje się obdarzyć zaufaniem. Relacja między tymi dwiema jednostkami wykracza zaś poza ramy wytyczone pojęciami: dający zlecenie, przedmiot tegoż zlecenia i osoba je przyjmująca. To spotkanie dwojga ludzi. Prawnik, to zatem osoba, do której przychodzi człowiek gotowy obdarzyć zaufaniem w nadziei na uzyskanie pomocy w trudnej sytuacji. Niezwykle ważne jest zatem, aby, wybierając którykolwiek z zawodów prawniczych, zdawać sobie sprawę z tego, że prawnik wraz ze swoją wiedzą i sprawnością poruszania się w gąszczu przepisów ma w ręku potężny oręż. Umiejętnie posługując się posiadanymi narzędziami, może zatem albo czynić świat lepszym, albo, jak to trafnie ujął Mario Puzo w Ojcu Chrzestnym, ze swą teczką nakraść więcej niż stu ludzi z rewolwerami.
Przeczytałem twoją arcyciekawą rozmowę z mecenasem Piesiewiczem i on mówił o czymś takim jak o adwokackości. Adwokackość nierozerwalnie jest związana z etosem prawniczym. Jak Ty osobiście to rozumiesz?
Dla mnie adowkackość to zarówno przygotowanie merytoryczne, jak i pewien sposób funkcjonowania w świecie – zespół niekiedy przeciwstawnych, ale zawsze potrzebnych cech – odwaga, ale i pokora, bezkompromisowość, ale i dostrzeganie ludzkiej ułomności, przekonanie o własnej racji, ale także dopuszczanie innych punktów widzenia. Adwokackość to także sposób funkcjonowania w odniesieniu do innych ludzi – nie tylko w życiu zawodowym, i tu mam na myśli relacje z sądem czy przedstawicielami innych prawniczych zawodów, ale także w życiu prywatnym. Adwokackość to w pewnym sensie kręgosłup – trzeba go mieć i nie warto łamać, bo nic nie będzie już takie jak wcześniej.
Zawsze mnie zastanawiał fakt jak adwokaci radzą sobie z emocjami, wrażliwością, takimi typowo ludzkimi uczuciami, bo przecież obrona kogoś oskarżonego o najcięższe przestępstwa, o kim wiemy, że jest winny, nie jest chyba łatwa z emocjonalnego punktu widzenia.
W prawniczym fachu sumienie jest równie ważne, jak sprawne korzystanie z tekstów ustaw i tłumaczenie ich na stan faktyczny konkretnej sprawy. Kierowanie się jego odruchami nie musi jednak (ba! nie powinno) prowadzić do takiej selekcji spraw i klientów (w przypadku pełnomocników procesowych lub obrońców), która pozwoli na reprezentowanie wyłącznie osób niewinnych zarzucanych im czynów i postępujących w sposób bezwzględnie prawy. Dlatego, jeśli mam odpowiedzieć na pytanie o to, jak adwokat może się podjąć obrony osoby oskarżonej o okrutną zbrodnię, wiedząc, a raczej wnioskując na podstawie posiadanych przezeń informacji, że jego klient jest winny popełnienia określonego czynu, w pierwszej kolejności muszę stwierdzić, że rzecz nie polega na wyciszeniu sumienia czy, jak twierdzą niektórzy, odseparowaniu sfery zawodowej od osobistej, lecz przeciwnie – na zrozumieniu sensu istnienia tego zawodu.
Pozwól mi zatem zrozumieć…
Sumienie, zgodnie z definicją, to wewnętrzne odczucie pozwalające rozróżnić dobro i zło. Sumienie adwokata zaś, to świadomość, że dobre jest wyciągnięcie ręki do człowieka w potrzebie, niezależnie od tego, jakiego czynu się dopuścił i jaką drogę życiową przeszedł, złe zaś – pozostawienie go w osamotnieniu. Pięknie ujęto to już w Statucie Wiślickim – zbiorze prawnym wydanym przez Kazimierza Wielkiego ok. 1362 r. „Jako że każdy ma prawo do najlepszej obrony (swych praw), postanawiamy, aby w sądach królestwa naszego każdy człowiek niezależnie od stanu mógł i powinien mieć swego zastępcę, rzecznika, który jego sprawy by prowadził”. Jeśli ktokolwiek miałby obawę przed tym, czy aby słowa te nadal mają sens, wątpliwość rozwiać może odwołanie się do wypowiedzi znacznie bardziej aktualnej. Adwokat Maciej Dubois ujął de facto tę samą myśl w ten sposób: „Adwokat musi bronić. Jeśli odmawia obrony, to nie nadaje się do tego zawodu”. Być może brutalne, lecz prawdziwe.
Naszą rozmowę rozpoczęliśmy od tematów trudnych, ale przecież ten zawód to także jasna strona mocy. Na czym polega piękno tego zawodu? Co ciebie skłoniło do tego, że wybrałaś akurat taki, a nie inny zawód?
Prawdopodobnie nie takiej odpowiedzi się spodziewasz, ale… prawo nie było moim pierwszym, lecz trzecim wyborem. Studiowałam równolegle indologię (!) i italianistykę, ale oba kierunki, choć bardzo ciekawe, miały jedną wspólną wadę – studiowały na nich niemal same dziewczyny. Mając zatem na uwadze, że „co za dużo, to niezdrowo”, podjęłam decyzję o rozpoczęciu trzeciego kierunku.
(śmiech) Rozbawiłaś mnie, ale jak najbardziej rozumiem motywację! Padło na prawo, bo…?
Padło na prawo, które, odkąd pamiętam, doradzał mi mój tata. Kiedy po drugim roku studiów poszłam na praktyki, okazało się, że to jest to! Robiłam konkretne rzeczy, które wpływały na czyjeś losy i to mnie wciągnęło. Po dziś dzień uważam, że właśnie ten aspekt mojej pracy jest najpiękniejszy – codziennie ratuję świat. Wprawdzie nie cały, ale świat konkretnego człowieka. To jest właśnie ta jasna strona mocy.
Co najlepszego spotkało cię w tym zawodzie? Może jakaś wygrana sprawa, może konkretni ludzie, sytuacje…?
Tym, co nieustannie mnie w tym zawodzie zadziwia to to, że nie ma w nim dwóch takich samych dni, jednakowych spraw, czy takich samych klientów. Wszystko zaskakuje. Codziennie. Moim zdaniem, zmiany są dobre i codziennie jestem za nie wdzięczna.
Adwokat zawsze kojarzy mi się z kimś bardzo pragmatycznym. To zawód oparty o kodeksy, przepisy, paragrafy, wydaje się, że ujęty w sztywne ramy. Powiedz mi zatem, czy w życiu kierujesz się bardziej sercem, czy rozumem?
Jak powiedziała niegdyś w moim podcaście adwokat Marcjanna Dębska – nie każdy świetny prawnik może być doskonałym adwokatem. W moim odczuciu zawód ten oparty jest na emocjach – ustawy stanowią jedynie ich uzupełnienie. Domyślam się, że w świetle tych deklaracji odpowiedź na ostatnią część pytania wydaje się być oczywista. (śmiech)
Jakimi wartościami kierujesz się w życiu?
Nie kłam, kochaj tych, którzy na to zasługują i tego oczekują, nie trać czasu na sprawy, o których nie pomyślisz za 5 lat, realizuj plany i niechaj one będą śmiałe oraz – nie jedz niczego, czego nie byłabyś w stanie własnoręcznie zabić. Jeśli chodzi o wartości, nie mam większych rozterek i być może właśnie z tej przyczyny żyję w zgodzie ze sobą. Wiem na czym mi zależy i czego nie powinnam robić, aby nie unieszczęśliwiać moich bliskich, choć bądźmy szczerzy – miewam gorsze dni także w tej materii.
Gdy patrzysz w lustro, to co i kogo widzisz?
Moją przyjaciółkę. Dziewczynę pewną tego, co ma w sobie i tego, że w większej mierze jest to coś fajnego i nie załamującą rąk nad tym, czego nie uda jej się zmienić. Widzę też osobę, która wie, że to, co najlepsze jeszcze przed nią, ale która sama do tego dojdzie.
Jaka jest Joanna Parafianowicz, gdy zdejmuje togę? Jakie masz pasje, jak wygląda Twój pozaprawniczy świat?
Mój świat pozaprawniczy jest przesiąknięty prawem, bo ciągle coś piszę, planuję, projektuję czy robię memy (śmiech). Na szczęście moi bliscy nie mają o to pretensji, a nawet – wspierają. Jeśli zaś mam komfort dolce far niente to zwykle można mnie spotkać z dzieciakami na długich wakacjach we Włoszech. Uwielbiam to miejsce odkąd pojechałam tam jako 11-latka. Moi rodzice zarazili mnie italofilią, która z kolei ich dopadła podczas podróży poślubnej. Wsiąkliśmy w to wszyscy, z moją córką i synem włącznie.
Jak zareagowałaś, gdy od firmy Patrizia Aryton dostałaś propozycję udziału w najnowszej kampanii?
Byłam przekonana, że to żart i zadziałałam jak typowy prawnik – sprawdziłam dane dzwoniąc na numer osoby, która wysłała do mnie maila, wcześniej upewniając się, że istnieje na LinkedIn (śmiech). Kiedy niedowierzanie opadło, byłam po prostu dumna, czułam się wyróżniona. Nie mam poczucia, że jestem wyjątkowym prawnikiem, osobą, która wyróżnia się na tle środowiska, a może po prostu nie mam tendencji do zastanawiania się nad takimi sprawami, bo po prostu robię, to co wydaje mi się ciekawe. Zmierzenie się zatem z tym, że ktoś może uważać mnie za pewien wzorzec do naśladowania było niemałym wyzwaniem!
Wyczuwam skromność i kokieterię?
Absolutnie nie kokietuję. Zdradzę przy okazji tajemnicę tego, jak wygląda w mojej rodzinie sytuacja dystansowania się do siebie. Niedawno zaproponowano mi pisanie kolejnej części ważnej książki, a przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce zaprosiło do udziału w debacie o sytuacji kobiet na rynku prawniczym. W moim odczuciu, były to tak duże wyróżnienia, że przez moment miałam ochotę patrzeć w lustro i mówić sama do siebie: ależ ty jesteś super, tyle osiągnęłaś. Na szczęście zadzwoniłam do mamy, opowiedziałam o sprawie i usłyszałam w odpowiedzi: tylko przygotuj się do tego Asiuniu, a nie jak zawsze wszystko na ostatnią chwilę, to przecież trafi do naprawdę mądrych ludzi. Jak widać, moi bliscy mają do mnie dystans i siłą rzeczy mam go chyba i ja. Nie odfruwam w kosmos niesiona własnym ego. Niemniej, w pewnych sytuacjach czuję się wyjątkowo. Tak było z propozycją Patrizia Aryton.
„Jesteś idealna, kiedy jesteś sobą” – to hasło przewodnie kampanii. Jak bardzo ono oddaje ciebie?
Myślę, że hasło to, choć proste i prawdziwe, skłania do refleksji. Na co dzień większość z nas dąży do ideału, który zarysowują media, także społecznościowe. Ciągle chcemy być lepsze, szczuplejsze, ładniejsze, z piękniejszymi włosami. Dążymy do bycia najlepszymi wersjami siebie na każdym polu – świetne matki, doskonałe profesjonalistki. To ma pewne plusy, ale nie ma sensu dać się zwariować. Warto dać sobie prawo do tego, aby czuć się idealną nie tylko wtedy, gdy mamy świetną fryzurę i perfekcyjne stroje. W dresach na kanapie, jeśli czujemy się sobą i jest nam z tym dobrze, także jesteśmy idealne. Nie warto się przed tym bronić.
Sukienka z kolekcji AW2020
Joanna Parafianowicz
Adwokat, prowadzi popularny blog Pokój Adwokacki, w którym pokazuje prawdziwe oblicze zawodu adwokata. Autorka fanpage’a Prawnicy Kochają Inaczej i Adwokatura jest także kobietą. Nominowana w konkursie Rzeczpospolitej „Prawnik Roku 2016” w kategorii blogger. Stała felietonistka dodatku do Rzeczpospolitej – Rzecz o Prawie, w ramach którego prowadzi rubrykę pn. Pokój adwokacki. Wyróżniona przez Okręgową Radę Adwokacką w Katowicach Diamentową Temidą „za stworzenie Pokoju Adwokackiego i wiele innych doskonałych inicjatyw budujących dobry wizerunek adwokatury”. Zaangażowana w działalność Fundacji Mam Prawo, którą prowadzi od 2010 r., udzielając pomocy prawnej pro publico bono. W związku ze swoją aktywnością była nominowana w ósmej edycji konkursu „Prawnik Pro Bono”, organizowanym przez Fundację Uniwersyteckich Poradni Prawnych i Dziennik Rzeczpospolita. Członek Naczelnej Rady Adwokackiej w latach 2016 – 2018. Autorka książki „Jeżeli chodzi o prawo, to mogę doczytać”.