Pani Anno, co powinnam wiedzieć, zanim powiem tak?
Mnóstwo rzeczy! Moja wizja, koncepcja i to co robię w mediach społecznościowych równolegle do działania w obszarze prawa rodzinnego i rozwodów powoduje, że staram się podchodzić do tematu od początku związku, a nie jego końca. Sam pomysł ebooka „Zanim powiem tak” powstał w oparciu o doświadczenia zawodowe, nie tylko wśród klientek, tylko również dzięki znajomym i rodzinie. Doświadczenia pokazują, że młode pary więcej czasu spędzają nad wyborem sali, kwiatów, orkiestry, przewodniego koloru uroczystości, nie poświęcając godziny, aby porozmawiać o przyszłych finansach, ustroju majątkowym i sposobie prowadzenia gospodarstwa domowego oraz zarządzania jego finansami. Te, nazwijmy je, zaniedbania mają w przypadku rozwodu często negatywne skutki. Nie powinno się takich ustaleń traktować jako problemu, bo po czasie okazuje się, że zamiatanie spraw pod dywan powoduje, że rozwód staje się miażdżącą batalią.
Gdy miłość w powietrzu, pragmatyzm schodzi na dalszy plan.
Rozwodów jest coraz więcej, w tej chwili prawie 1/3 małżeństw podejmuje decyzje o sądowym zakończeniu związku. Do tego dochodzi szara strefa osób, które się rozstają, ale formalnie nie dokonują rozwodu z różnych względów społecznych, religijnych, rodzinnych czy zwykłego lenistwa. Potem okazuje się, że kobieta nie jest zabezpieczona finansowo, nie wie, że popełniła błędy i nagle zostaje bez środków do życia, bo np. podpisała intercyzę, nie pracowała, prowadziła dom i nie gromadziła swojego majątku. Okazuje się, że z dwójką małych dzieci pozostaje jej łaska lub niełaska przyszłego byłego męża.
Myśli Pani, że boimy się o tej prozie życia mówić, bo nie wypada?
Oczywiście, że tak. Lata temu normą były posag i wiano – pewien rodzaj patologii, bo przy takim kontrakcie trudno mówić o miłości, ale kwestie były jasno położone na stole. Dziś nie rozmawiamy o nich, to nieromantyczne, niezwiązane z miłością i nie chcemy o tym mówić. Tylko tak wygląda proza życia, po 30 latach chociaż nie będzie już osławionych motyli w brzuchu, to jednak pozostaną kwestie podejmowania decyzji, gdzie mieszkamy, na co wydajemy pieniądze, jak je gospodarujemy, kto ma jaki majątek, jakie będę miała nazwisko, jak nazywały się będą moje dzieci - to kwestie, którym daleko do romantyzmu. Panie wciąż nie chcą rozmawiać o pieniądzach. To się powoli zmienia, jednak nadal dostrzegam u moich klientek, że takie dyskusje nie toczą się w domach.
Dobrze rozumiem, że Pani stara się za pośrednictwem social mediów uczyć?
Tak, bo zdaję sobie sprawę, że my, prawnicy, mamy tendencje do utrudniania wszystkiego w przekazie, posługując się nomenklaturą rozumianą jedynie przez naszą grupę zawodową. Dlatego moja aktywność w internecie ma inny wymiar. Komunikat nie jest w 100 % precyzyjny, bo nie da się go w tak krótkiej formie przekazać, gdyż nie jest to porada prawna, a myśl czy teza. Próbuję opowiedzieć o problemie w sposób zgodny z prawem, ale „zjadliwy” dla odbiorców, którymi w większości są kobiety.
Padały zarzuty, że feministka weszła na barykady?
Oficjalnie nie, przynajmniej dotychczas się nie spotkałam. Zdarzyło się za to, że komunikat wyszedł od kobiet, jednak nie, że feministka na barykadach, tylko namawiająca kobiety do nieuczciwego postępowania, sprytu i własnych korzyści. Co zupełnie nie jest moim celem, chociaż faktycznie tytuł ebooka „Zanim powiesz tak” można rozumieć dwuznacznie. Ja przekazuję wiedzę, natomiast jeśli ktokolwiek zdecyduje się zinterpretować w sposób negatywny, słyszy pewnie „ja cię uprzedzam, potem będzie tylko gorzej”. I pewnie kilka osób tak to zrozumiało. Moja namowa do edukacji pań może powodować odbiór, że do kobiety trzeba prosto, inaczej nie zrozumie. Nawet w najbardziej szlachetnym i wspaniałym działaniu zawsze znajdzie się coś, do czego można się przyczepić. Nie przejmuję się tym, ponieważ jestem chyba ostatnią osobą, której można zarzucić seksizm czy niedocenianie kobiet.
Racjonalna pragmatyczka z dozą romantyzmu w sercu?
Na pewno jestem pragmatyczna. W reklamie „Serce i rozum” odzwierciedlałabym drugie (śmiech). W pracy podobnie, co do romantyzmu sama nie wiem. Raczej odpowiednio empatyczna, w odpowiednich sytuacjach! Oczywiście nie zawsze, przecież my, prawnicy, nie jesteśmy twardzi 24 godziny na dobę, każdy z nas ma uniesienia, chwile słabości, smutku i radości, które odczuwamy, jak pozostali ludzie.
Jaką rolę w Pani życiu odgrywają wyzwania sportowe?
To nie tak, że urodziłam się z nartami, z rowerem i w czepku do pływania. Sport wszedł w moim przypadku w regularny tryb, gdy skończyłam 30 lat. Jest dla mnie rodzajem odskoczni, aktywną medytacją, podczas której nie robię nic innego – nie sprawdzam facebooka, maila, nie odbieram telefonu. Resetuję się w górach i na biegowym trakcie.
Góry przecież są na pograniczu ryzyka, więc jak udaje się okiełznać wewnętrzny pragmatyzm?
Góry potrafią być niebezpieczne, ale ja staram się działać z głową, z przewodnikiem u boku. Pomimo, że zdobyłam dwa pięciotysięczniki, nie wyobrażam sobie, aby nie było ze mną profesjonalisty, który w tym przypadku również jest ratownikiem Ochotniczego Pogotowia. Im więcej i częściej chodzę po górach, tym bardziej nawet w tych niskich jestem ostrożniejsza. Na każdą wyprawę ubieram kask, nawet na wycieczkę na grań – wiem, jakie to konieczne i potrzebne, aby uchronić od nieszczęścia.
Czy w życiu na własnych zasadach zostaje jeszcze przestrzeń dla kompromisów? Ile musi Pani wtedy z siebie poświęcić?
Za młodu byłam strasznie „zero – jedynkowa” i w bardzo stanowczy sposób komunikowałam swoje zdanie, broniąc go do końca. Dziś, chociaż nadal to robię, staram się dostrzegać drugą osobę, a to pozwala na mądre kompromisy. Są często niewygodne i uwierają, ale jestem do nich coraz bardziej skłonna, w granicach możliwych dla mnie do zaakceptowania.
Taka postawa nie wydaje się łatwa, szczególnie w dzisiejszych czasach.
Nie jest łatwo żyć na własnych zasadach. Ja jestem szczera w słowach – i nie mówię tu o klientach, bo moja rola nie polega na wytykaniu błędów i ocenie, tylko pomocy. Bardzo szanuję uczciwość i taki sposób komunikacji, oczywiście nie wszyscy chcą tę moją prawdę przyjmować, więc znajomości zaczynają się i kończą, powodując moją pewność, że ci, z którymi utrzymuję bliskie kontakty, akceptują to całkowicie. Nie decyduję się na niektóre typy zachowania, nie da się mnie namówić na pewne rzeczy, a w życiu nie zajmuję się bezsensownymi rozpraszaczami, nie są mi do niczego potrzebne.
Konsekwentnie konserwatywny wizerunek prawniczki jest Pani bliski?
Co prawda nie kupiłam togi na pierwszym roku studiów, ale miałam aktówkę (śmiech)! Starałam się nosić elegancko, dbałam o perfekcyjnie wyprasowane koszule. Nie mam pojęcia, jak jest obecnie, ale pamiętam, że nam się tłumaczyło, że jesteśmy pewnym rodzajem elity, co jest totalnie nieuprawnione, bo w każdym środowisku jest przecież tzw. zgniłe jabłko. Wśród prawników są osoby szlachetne, ale bywają gnidy, więc elitarność jest złudna. Nam ten przekaz wpajano, szczęśliwie rzeczywistość w moim przypadku szybko pogląd zweryfikowała. Do uprawiania zawodu nie potrzeba aktówki, garsonki i torebki Chanel. Można to robić w sposób zupełnie swobodny, co prawda ja nie chodzę w sneakersach do sądu, natomiast na co dzień w kancelarii jestem ubrana w elegancko casualowy sposób.
Ubrania z kolekcji Patrizia Aryton wpisują się w Pani styl?
Są odpowiednio konwencjonalne, z domieszką sposobu łączenia, który jest absolutnie mój. Do eleganckich zestawów ciężkie, bądź sportowe buty, czy też faktury, które teoretycznie do siebie nie pasują wpisują się we mnie całkowicie. Nie chodzę w szpilkach, stawiam na wygodę. Ten styl wybiera obecnie wiele kobiet.
Bycie sobą ma wciąż znaczenie? Czuje się pani idealna mając taką możliwość?
To nie tak, że od początku my, kobiety, wiemy, co jest ideałem i jak być sobą. Każda z nas wychowuje się w jakiejś rodzinie, jednostce społecznej, w pewnej tradycji i przywiązaniu do danych wartości. Z wiekiem ideał ewoluuje. Im kobieta jest bardziej świadoma swoich dokonań, wartości, innych kobiet i doświadczeń, jakie ma za sobą, tym bardziej jest w stanie określić to, w jaki sposób i kiedy czuje się dobrze. Jeden ideał czy kanon bycia sobą nie istnieją, z wiekiem same dochodzimy do tego. Zmiana jaka się w nas wydarza, stanowi zbiór życiowych doświadczeń.
W takim razie na wszystko jest potrzebny czas?
Myślę, że tak. Zbliżam się do 40 i zdarza mi się myśleć, że chciałabym mieć znowu 20 lat, ale wyłącznie z doświadczeniami, które mam dzisiaj. Szanuję swoje życie, przebyta droga ukształtowała mój charakter i pewną życiową mądrość. Miałam dobre życie, nie mogę narzekać. Nie spotkało mnie nic, co by mnie doświadczyło i zraniło, dlatego tym bardziej doceniam to, co mam. Moja mama wychowała mnie na mądrą, dumną i odważną dziewczynkę i to rzutuje na całe moje życie.