Monika Janus

Czy wyglądam jak komornik…?

Rozmawiała: Dagmara Rybicka

Pani profesja zaskoczyła pozostałe Ambasadorki kampanii „Jesteś piękna, kiedy jesteś sobą”?

Tego nie wiem, ale przyznaję, że ja byłam oszołomiona zgłoszeniem. W pierwszej chwili pomyślałam, że to żart lub pomyłka. Od pewnego czasu śledzę kampanię Patrizia Aryton. Ambasadorkami są dziewczyny, które wiele robią, zostawiają coś po sobie. Mnie się wydawało, że niczego takiego nie dokonałam, więc jakim cudem zgłoszenie?

Pani kariera zawodowa jest dziełem przypadku, czy przemyślaną drogą?

W młodości chciałam zapowiadać pociągi (śmiech). W ostatniej klasie liceum wiedziałam, że chcę iść na prawo – później, już w toku studiowania, gdy obserwowałam różne zawody prawnicze, moje poglądy uległy weryfikacji. Kończyłam studia w czasie 20-procentowego bezrobocia, ciężko było dostać się na jakąkolwiek aplikację. Swoimi wykładami zainteresował mnie profesor, który prowadził zajęcia z postępowania egzekucyjnego. Opowiadał, że to przyszłość, że trzeba stawiać na wykonywanie orzeczeń. W tamtym czasie zawód komornika był mało znany. Pomyślałam o nim, bo lubię odkrywać nowe rozwiązania, znajdować niszę do samodzielnego zagospodarowania. Postanowiłam, że spróbuję i na aplikację dostałam się od razu.

Lubi Pani swoją pracę?

Jeśli to powiem, pewnie wzbudzę uśmiech na Pani twarzy (śmiech). Ale tak, lubię swoją pracę, lubię jej dynamikę, różnorodność. Odpowiada mi forma wykonywania zawodu. Prowadzę kancelarię, zatrudniam pracowników, jestem szefową, menadżerem, ale kiedy trzeba zamykam się i pracuję samodzielnie w ciszy przy aktach czy w terenie. Spotykam się z ludźmi, mam okazję z nimi rozmawiać, skracam dystans. W sądzie atmosfera jest inna - ława, toga wzbudza respekt. Ja za to mogę w zupełnie innej atmosferze wysłuchać historii i szukać rozwiązania problemów. Nie znoszę monotonii, nie mogłabym wykonywać powtarzalnej jednej czynności cały czas.

Tyle że na słowo „komornik” większości obywateli cierpnie skóra.

Wynika to z tego, że pewne rzeczy upraszczamy. Zadaniem komornika jest wykonywanie orzeczeń Sądu. Wbrew powszechnej opinii komornik nie zabiera, komornik oddaje. To dzięki naszej pracy dzieci otrzymują co miesiąc alimenty, pracownicy pensje, a przedsiębiorcy nie tracą płynności finansowej. Trzeba pamiętać, że postępowanie egzekucyjne zawsze poprzedza sprawa w sądzie. Zapada wyrok, nakaz zapłaty i dopiero wtedy wkracza komornik. Choć nie musi, nie jest to konieczność, jeśli dłużnik dobrowolnie zapłaci co zasądził sąd. Egzekucja zobowiązań jest ostatecznością, nie jest w polskim prawie przymusowa. Komornik stanowi ostatnie ogniwo wymiaru sprawiedliwości. Egzekucja zobowiązań jest ostatecznością, nie jest w polskim prawie przymusowa, a wszystkie argumenty dotyczące racji stron typu „zapłaciłem”, „nie powinieneś”, „oszukałeś mnie” należy zgłosić w sądzie podczas sprawy.

Jak otwarta i empatyczna społeczniczka zaangażowana w wiele inicjatyw charytatywnych radzi sobie z emocjami w kancelarii? Pani aktywność na rzecz innych ma na celu uzyskanie życiowej równowagi, czy po prostu ma Pani potrzebę działania dla ludzi?

Nie rozdzielałabym tych sfer. Zawód komornika jest trudny i do tego obarczony stereotypami. Pamiętam sytuację, gdy do Kancelarii przyszedł bardzo elegancki Pan w średnim wieku, który starał się mi wytłumaczyć, że nie powinien płacić, bo ktoś źle odczytał licznik i wyszła niedopłata za energię. Zaczęłam od tłumaczenia, że wyjaśnienia i wątpliwości należało przedstawić w sądzie. To, że trafił do mnie oznaczało, że upłynęły już wszystkie terminy. Pan nie próbował być jakkolwiek aktywny. Po 20 minutach przekonywania mnie padła z jego strony prośba – niech Pani na mnie popatrzy, czy ja wyglądam jak dłużnik? Ja na to „czy wyglądam jak komornik”? Operujemy stereotypami.

Mimo że o tym wiemy i tak towarzyszy pewne wyobrażenie. 

Gdy zaczynałam pracę jako komornik pewnego dnia odwiedzili mnie starsi koledzy prawnicy. Pełni obaw, jak sobie poradzę, bo ich zdaniem dłużnika przecież należy postraszyć. Gdybym chciała tak robić zatrudniłabym się na Zamku w Książu jako Biała Dama (śmiech).

Monika Janus

Zdrowy rozsądek i dystans, dobrze Panią odbieram?

Tak. Ludzie w obliczu kłopotów zachowują się nieracjonalnie. Nie mają dobrze rozwiniętej świadomości prawnej, a nasz system prawny nie zapewnia dostatecznej pomocy. Jedna trzecia korespondencji z sądu jest niepobierana ze strachu. Ludzie myślą, że gdy nie odbiorą listu, problem się oddali, może zniknie, może sam się rozwiąże. Jest to błędne przeświadczenie, ponieważ sąd rozpozna sprawę bez ich udziału, nie biorąc pod uwagę ich zasadnych racji, a komornik, wyposażony w systemy umożliwiające współpracę z ZUS, Urzędem Skarbowym oraz bankami, i tak w efekcie ich znajdzie. Staram się za każdym razem przełamywać barierę, ich typowe wyobrażenie o urzędnikach. Klienci trafiając do kancelarii są zdumieni, że można porozmawiać, ustalić plan spłaty, że mówię im, jakie mają prawa.

Kto najczęściej wpada w takie kłopoty?

W moim rewirze są to osoby starsze, bezsilne, mało asertywne. Zazwyczaj posiadające dobre górnicze emerytury. Pierwszy kredyt dla dziecka, bo trzeba pomóc, drugi dla wnuczka, bo przecież chciałby komputer i nowy telefon. Nie czytają warunków pożyczek. I w efekcie znajdują się w spirali zadłużenia, mają kilkanaście spraw do spłaty. W Wałbrzychu mało jest młodych, wyjechali szukając lepszej przyszłości. Zostali starsi, którzy nie mają dostatecznej wiedzy o przysługujących im prawach, nie mają rodziny, która ich wspiera. W drugiej, nadal olbrzymiej, grupie, są kobiety zmagające się z niepłaceniem alimentów. Po rozstaniach zostają z dziećmi, ojcowie nie płacą. Z przemocą ekonomiczną wobec kobiet, bo tak właśnie najszerzej można określić tę kwestię, spotykam się niemal na co dzień. Nie ma chyba tygodnia, aby nie pojawiła się kobieta mająca albo problem z alimentami, albo ze spłatą zobowiązań, o których dowiedziała się już po rozstaniu z partnerem. Ojciec dziecka nie chce płacić alimentów, pomimo wyroku sądu. Nie chce, bo może, bo chce coś pokazać, udowodnić, brutalnie pozbawić poczucia własnej wartości. Czuje się pozbawiony przymusu alimentowania, ponieważ wie, że państwo nie ma skutecznych instrumentów, aby go do tego skłonić. Od 2011 roku skuteczność prowadzonych postępowań alimentacyjnych oscyluje pomiędzy 20, a 25 procent. To niebywałe, zmieniają się wskaźniki, średnia pensja rośnie, PKB tak samo, a alimenty ani drgną.

Panuje opinia, że w przypadku spraw o alimenty komornikom się nie chce nic robić.

Nie może się nie chcieć. Jesteśmy kontrolowani, nadzorowani przez prezesów sądu, Ministra Sprawiedliwości, izby komornicze, a na dodatek z tego żyjemy. Im więcej wyegzekwujemy, tym więcej mamy pensji. Jesteśmy sprawni informatycznie, posiadamy instrumenty, które pozwalają uzyskać odpowiedź o majątku dłużnika w czasie nie dłuższym niż kilka godzin, konto bankowe możemy zająć jednym kliknięciem klawiatury komputera. Emocje po rozstaniach przysłaniają rozsądek – owszem żona jest już byłą, ale dzieci przecież nie. Świadomość, że tak się dzieje spowodowała moje zaangażowanie w szerzenie wiedzy. Swoimi działaniami wspieram kobiety, które zostały dotknięte taką przemocą ekonomiczną, organizując w izbie komorniczej cykliczne wydarzenia, a także angażując się w badania i projekty, które mają nawet legislacyjny wymiar i przyczyniają się do poprawy ściągalności alimentów. Działam w samorządzie komorniczym, więc mogę podejmować działania wspólnie z całym środowiskiem komorniczym, współtworzymy akcje dni otwartych, wspieramy infolinię, a co miesiąc współprowadzę audycje radiowe, tak, aby słuchacze i osoby wykluczone informatycznie, które nie korzystają z internetu, miały możliwość zadania pytania.

Były obawy przed taki wyzwaniem?

Nie było, wierzę w pracę u podstaw. Ale nie było to łatwe przedsięwzięcie. Początkowo zdarzało mi się słyszeć, „wy wszyscy to złodzieje”, „ściągnąć ją z anteny, bo głupoty mówi”. Teraz, gdy dzwonią, słyszę pozdrowienia i podziękowania. Jestem spełniona mogąc tłumaczyć, jak działa prawo, ale też wiem, że potrzeba zmiany pokoleniowej, aby zmienić kulturę prawną dłużników.

Jakie miejsce na świecie chciałaby Pani odwiedzić? Są jeszcze takie?

Jest ich bardzo dużo. Dla mnie miejsca nie są celem, ale podróże środkiem do osiągnięcia stabilizacji i spełnienia. Poza tym wolę planować niż marzyć. Jeśli chodzi o wypoczynek nie potrzebuję wiele. Pracuję intensywnie i tak samo odpoczywam, potrzebuję to zrównoważyć. Najważniejsze jest, by wziąć plecak, kupić bilet, pojechać i zwiedzać. Przyglądać się, jak ludzie żyją, jak jedzą, jakie są ich obyczaje, zwyczajne życie. Przede mną wciąż wiele, począwszy od Zorzy Polarnej, aż do Wietnamu.

Kancelaria, działania społeczne, macierzyństwo, sport. Jak udaje się sprawić, że doba jest z gumy?

Doba nie chce się rozciągać, ale im człowiek ma więcej zajęć, tym jest bardziej zorganizowany. Ja daję sobie też możliwość nicnierobienia - tak jak dzisiaj, zrezygnowałam z zajęć fitnessu, rozmawiam z Panią i patrzę w zieleń, bo jest piękna pogoda. Jednak, gdy mam zapełniony kalendarz, gdy wskakuję w intensywny tryb, bardziej się mobilizuję.